wtorek, 4 grudnia 2012

Kobieta z wydm - Kōbō Abe

 Książka - nieodzowny element mojego otoczenia. Parę lat temu stwierdziłam, że poszukam jakiejś pozycji spod japońskiego pióra. Wszechwiedzący wujek Google poinformował mnie, że zagłębiając się w kulturze Japonii obowiązkowym jest przeczytać "Kobietę z wydm" Kōbō Abego. Uwierzyłam mu;]

Następnego dnia odwiedziłam bibliotekę i znalazłam tam małą kilkudziesięcio stronicową, lekko pożółkłą książeczkę.   

Czytam. Zaczyna się dość nudnawo. Jakiś mężczyzna, na urlopie poszukuje rzadkich okazów owadów. 

Niezbyt interesujące... do czasu gdy musi znaleźć schronienie i trafia do domu kobiety mieszkającej na dnie wielkiej dziury w piasku. Nie byłoby w tym nic aż tak dziwnego gdyby nie fakt, że piasek sypie się zewsząd, cały czas, non stop - a on nie może się wydostać z tej dziury bo okoliczni mieszkańcy stwierdzili, że owa kobieta powinna mieć powiernika swojego życia - a on akurat był pod ręką i w sumie to się nadawał. 



Chata tytułowej kobiety z wydm jest w stanie krytycznym, nie ma jak się umyć, piasek oblepia wszystko, klei się do ciała. Mężczyzna się buntuje, nie chce jej pomagać. Bunt, niedowierzanie, stracone nadzieje na uratowanie, miejsce bez wyjścia.
Sama czytając miałam wrażenie, że piasek zaraz wysypie mi się z kartek. Uczucie niedorzeczności. Mężczyzna próbuje uciec - bez powodzenia.


I kusicielka w pobliżu. W końcu nie może patrzeć na kobietę, która ledwo daje sobie radę z pracą jaką wykonywała od zawsze. I robi dokładnie to czego chcieli mieszkańcy wydm. Staje się częścią ich mechanizmu.

Gdy pewnego dnia kobietę trzeba było zabrać do szpitala po raz pierwszy mógł wyjść z więzienia, w którym go zamknięto - ale wtedy już wiedział, że nie chce tej wolności jeśli ma ją stracić... że zostanie tam gdzie nigdy wcześniej nie chciałby zostać...

Dla mnie ta książka mówi o tym, że każdy w życiu dąży do jakiegoś celu, do czegoś co ma zaspokoić jego potrzeby. Nie zauważamy jednak przy tym wielu okazji jakie daje nam los. Szukamy najłatwiejszej drogi, która często okazuje się być ślepą uliczką.

 Często napotykamy na drodze przeszkody, które wg nas uniemożliwiają osiągnięcie sukcesu, wydają się nam katastrofalnym końcem. Natomiast  rzucane nam przez los kłody pod nogi, które w naszych oczach są barierą nie do przejścia, walczymy z nimi czasem jak Don Kichot z wiatrakami, buntujemy się pogrążając się w rozpaczy - te trudności mogą stać się czymś co pomoże nam odpowiedzieć na pytanie czy to co uważamy za meritum naszych pragnień rzeczywiście nim jest? Może to do czego sceptycznie podchodzimy będzie kiedyś sensem naszego życia? 

Bardzo ciekawa pozycja - polecam.

W Internecie możecie znaleźć wiele opisów "Kobiety z wydm", doszukiwanie się w niej nawiązań do innych dzieł. To co napisałam wyżej to tylko moja interpretacja i związane z nią odczucia, w życiu nie ma odpowiedzi "pod klucz" jak na maturze.  Osobiście polecam recenzję,  którą przeczytałam tutaj;] 

Dla tych którym nie przeszkadza czarno-biały obraz zapraszam do obejrzenia ekranizacji - jednak to nie to samo co książka;)
Kasia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz